Od 24 lutego, czyli od dnia początku agresji Rosji, granicę polsko-ukraińską przekroczyło ponad 5,9 mln uchodźców z Ukrainy – informuje w najnowszym raporcie Straż Graniczna. Jak podaje Straż, to głównie kobiety i dzieci, ale również osoby z niepełnosprawnościami, w tym mężczyźni. Po początkowej euforii i pomocy ze strony wielu obywateli, teraz przyszedł czas, gdy uchodźcy muszą zacząć radzić sobie sami. O ile zdrowe dzieci mogą iść do przedszkola i szkoły, a ich pełnosprawne mamy do pracy, o tyle sytuacja komplikuje się gdy jedna z osób jest z niepełnosprawnościami. 

  • Do Polski przyjechaliśmy na początku marca. Pomoc, ku naszemu zdziwieniu, bardzo szybko się znalazła. W punkcie recepcyjnym na granicy znalazła się wolontariuszka, która załatwiła nam kawalerkę na parterze. Do wejścia do bloku był tylko jeden mały schodek, więc mogłam sobie poradzić z wjechaniem wózkiem, którym porusza się mój 12-letni syn Oleksander – wspomina pani Tatiana z Odessy. Jak dodaje, dostali od Polaków bardzo dużo. Przyjechali tylko ze starym wózkiem, który po drodze się zepsuł. Grupa mam dzieci z niepełnosprawnościami z Polski zorganizowała im nowy wózek inwalidzki dla syna. Udało się też załatwić bezpłatną fizjoterapię przez miesiąc, gdyż jeden z prywatnych ośrodków oferował takie zajęcia zupełnie bezpłatnie, właśnie dla dzieci uchodźców.  – Z jedzeniem i ubraniem też nie było dużego problemu. Polacy okazali ogromne serca. W miejscu gdzie mieszkamy był punkt, w którym można było bezpłatnie pobrać i jedzenie, i wziąć niezbędne ubrania, a nawet zabawki dla dzieci. To było piękne i zawsze będę wdzięczna Polakom za to co dla nas zrobili – dodaje pani Tatiana.

Niestety większość punktów pomocowych, które powstały zaraz po ataku Rosji na Ukrainę, została już zamknięta.

– W jednych zabrakło rzeczy, które można by podarować  gościom z Ukrainy. W innych rzeczy było aż nadto, ale nie było wolontariuszy, którzy mogliby koordynować przyjęcia darów i ich wydawanie. Były też punkty, w których byli i wolontariusze, i towar, ale drastycznie spadła ilość potrzebujących, więc ich utrzymywanie mijało się z celem. My wynajmowaliśmy magazynek od jednego ze sklepów, ale właściciel stwierdził że pomieszczenie jest mu potrzebne i delikatnie nas wyprosił z tego miejsca. Rzeczy które zostały podzieliliśmy. Część z nich poszło do ośrodka, w którym przebywają uchodźcy, część pojechała na Ukrainę – przyznaje pani Kamila Kałuc, która jako wolontariusz pomagała w jednym z punktów pomocowych pod Poznaniem.

fot. Stowarzyszenie Mudita

W chwili obecnej można zauważyć, że pomoc indywidualna Polaków znacząco spadła, natomiast wciąż są organizacje, które pomagają uchodźcom. Również tym z niepełnosprawnościami. 

  • Niezmiennie od początku wojny działa nasza infolinia, na którą zgłaszają się osoby uchodźcze z niepełnosprawnościami, a także ich rodziny i bliscy poszukujący wsparcia. Każdego miesiąca kontaktuje się z nami około 200 rodzin, a ich potrzeby są przeróżne – tłumaczenie dokumentów, pozyskiwanie świadczeń, wizyty u specjalistów, sprzęt specjalistyczny, ubrania i inne przedmioty codziennego użytku, a także tymczasowe lub długoterminowe schronienie – w tych, jak i w wielu innych kwestiach, nasi pracownicy starają się pomóc, kierując osoby uchodźcze do odpowiednich organizacji, czy instytucji, które oferują wsparcie w konkretnych obszarach – mówi Marta Wiaderkiewicz ze Stowarzyszenia “Mudita”.
  • Spełnienie podstawowej potrzeby, jaką jest poczucie bezpieczeństwa realizujemy w naszych dwóch punktach recepcyjnych. Pomysł projektu punktów recepcyjnych dla osób uchodźczych z niepełnosprawnościami oraz ze specjalnymi potrzebami i ich rodzin powstał z potrzeby pomocy osobom, których codzienne funkcjonowanie jest utrudnione z powodu różnego rodzaju barier, jakie napotykają praktycznie na każdym kroku – mówi Anna Romanko również ze Stowarzyszenia Mudita. – Tym bardziej, w tym niezwykle trudnym czasie wojny znalezienie odpowiedniego miejsca pobytu jest czasem niemożliwe. Osoby potrzebują schronienia, które jest wolne od barier architektonicznych, komunikacyjnych i mentalnych. Standardowe punkty recepcyjne niestety często nie spełniają tych warunków. Przygotowując się do tego projektu nieustannie towarzyszyła nam myśl, że naprawdę nie chcemy “dzielić” osób na pełnosprawne i niepełnosprawne, chore czy zdrowe. Miejsca, które z założenia powstają dla ludzi, powinny być dostępne dla ludzi – bez względu na sposób poruszania się, pracę zmysłów, czy układu nerwowego. Brak tej szeroko rozumianej dostępności w naszym kraju utwierdził nas w przekonaniu, że ten projekt może naprawdę nieść realną pomoc. I teraz, po niespełna trzech miesiącach pracy naszych punktów recepcyjnych widzimy, że te działania mają sens. Już 300 osób znalazło w nich schronienie. Dzięki naszym wspaniałym, zaangażowanym pracownikom oraz wolontariuszom, którzy wkładają całe swoje serce w tę pracę, osoby z niepełnosprawnościami i ich bliscy otrzymują wsparcie w wielu obszarach. – dodaje. 
  • Lokum jest dużym problemem. Dla nas obecnie największym. W kawalerce, w której mieszkamy nie możemy dłużej zostać. Nasza wspaniała pani, która nas do niej przyjęła ma ją kupioną na kredyt. Rata kredytowa obecnie bardzo wzrosła i powiedziała, że niestety musimy znaleźć inne miejsce, bo ona musi wynająć mieszkanie komercyjnie. Oczywiście obiecała, że pomoże nam szukać mieszkania, ale jest to bardzo ciężkie. Ceny mieszkań są bardzo wysokie, a u nas jeszcze musi być to mieszkanie na parterze, albo z windą – mówi pani Tatiana, mama niepełnosprawnego Oleksandra. 
  • Najtrudniej jest nam znajdować długoterminowe czy stałe miejsca zamieszkania, szczególnie dla osób leżących i poruszających się na wózkach. – potwierdza Marta Wiaderkiewicz ze Stowarzyszenia “Mudita”. – Wszechobecne bariery architektoniczne sprawiają, że znalezienie dla nich mieszkania graniczy z cudem. I takie cuda czasem nam się zdarzają, ale bardzo często nie jesteśmy w stanie w tym zakresie pomóc. Dla takich rodzin bardzo ważne jest, aby mieć dostęp do lekarzy, specjalnych ośrodków dla dzieci i szkół, dlatego poszukiwania należy ograniczyć głównie do większych miast. Jeszcze trudniej jest wtedy, gdy rodzina ma pod swoją opieką zwierzę. Jest to szczególnie trudne dlatego, że większość rodzin, która się do nas zgłasza nie może pozwolić sobie na wynajem ze względu na brak pieniędzy. Pamiętajmy, że niepełnosprawność nierzadko wiąże się z drogimi lekarstwami, rehabilitacjami, a na to także ludzi nie stać. Trudno jest nam znaleźć także miejsca dla samotnych osób z niepełnosprawnościami, które nie są samodzielne, dla osób z zaburzeniami psychicznymi, czy trudnymi zachowaniami. W różnego rodzaju ośrodkach po prostu słyszymy, że nie ma miejsc, odbijamy się od ściany. To są też problemy, z którymi borykają się rodziny żyjące w Polsce. Brakuje także miejsc w przedszkolach i szkołach specjalnych, czas oczekiwania na wizyty u specjalistów jest bardzo wydłużony. – dodaje.

Co więcej, aby móc korzystać z dofinansowań do sprzętów rehabilitacyjnych, czy brać udział w terapii, osoby z niepełnosprawnościami mają obowiązek posiadać polskie orzeczenie o niepełnosprawności. Mimo sprzeciwu stowarzyszeń i fundacji wspierających uchodźców z niepełnosprawnościami, zdecydowano, że ukraińskie orzeczenia nie mają mocy prawnej w Polsce. Polskie orzeczenie o niepełnosprawności jest również niezbędne, by opiekun osoby z niepełnosprawnością miał możliwość pobierać świadczenie pielęgnacyjne z tytułu rezygnacji z pracy na rzecz opieki nad osobą wymagającą wsparcia 24h na dobę. 

  • Z wyrobieniem polskiego orzeczenia mieliśmy bardzo duże problemy – mówi pani Katia, mama małej Anastazyi z mózgowym porażeniem dziecięcym. Pani Katia uciekając z ogarniętego wojną Chersonia nie zabrała wszystkich dokumentów medycznych świadczących o problemach zdrowotnych córki. Uznała, że najważniejszym dokumentem będzie orzeczenie o niepełnosprawności. W pośpiechu zabrała właśnie ten dokument, kilka ubrań, podstawowe leki i ruszyła szybko w niebezpieczną podróż przez ogarniętą wojną Ukrainę. 
  • Niestety w Polsce okazało się, że są dwa wyjścia. Albo trzeba mieć wszystkie dokumenty w języku ukraińskim i przetłumaczyć je przez tłumacza przysięgłego, co bardzo dużo kosztuje i złożyć na komisję, by ta zdecydowała czy orzeczenie o niepełnosprawności nam się należy, albo trzeba wszystkie dokumenty załatwiać od zera u polskich lekarzy. My wybraliśmy tę drugą opcję. Terminy oczekiwania do tłumacza były bardzo długie, a kwoty poza naszą możliwością. Musieliśmy pójść aż do ośmiu specjalistów, by każdy z nich zbadał córkę i wydał opinię o jej stanie zdrowia. Na każdą wizytę czekaliśmy kilka tygodni. Dopiero po tym czasie mogliśmy złożyć dokumenty na komisji, na której werdykt też trochę czekaliśmy. Dopiero we wrześniu dostanę pierwsze świadczenie pielęgnacyjne w kwocie niecałych 2200 złotych. – mówi pani Katia. 
  •   Nie ukrywam, że każdy grosz jest na wagę złota. Kwota jaką obecnie dostajemy jest niewystarczająca, by wynająć chociaż jeden pokój, wyżywić się, ubrać i normalnie skromnie żyć. Choć, jak podkreślam, my naprawdę jesteśmy bardzo wdzięczni Polakom za to co nam dali i dalej dają. Szukamy tylko możliwości “dorobienia”, ale z tego co wiemy to jest niemożliwe nawet dla Polaków, którzy pobierają świadczenie – mówi pani Tatiana. Jak dodaje, chętnie by zrezygnowała ze świadczenia i  poszła do pracy. Zadaje jednak pytanie kto wówczas zajmie się jej ciężko niepełnosprawnym dzieckiem. 
  • Wsparcie finansowe jakie oferuje państwo, często nie umożliwia spełnienia podstawowych potrzeb życiowych. Osoby, które pobierają świadczenie pielęgnacyjne nie mogą podejmować żadnej pracy zarobkowej. Choć wierzymy, że to się zmieni i walczymy o to wraz z inicjatywą “Nasz Rzecznik”. Wielu rodzinom nie starcza na leki, środki higieny osobistej, sprzęty specjalistyczne. Oczywiście obecna sytuacja gospodarcza tylko pogłębia te problemy. Osoby uchodźcze z niepełnosprawnościami i ich bliscy mogą korzystać z dostępnych świadczeń. Wprowadzanie osób w gotowe już struktury państwowe jest dla nas priorytetowe. Niestety, często wiąże się to z długim czasem oczekiwania na otrzymanie pomocy. Na tę chwilę, dzięki programowi Polskiej Akcji Humanitarnej mamy możliwość udzielania naszym mieszkańcom trzymiesięcznego wsparcia finansowego, które pozwala zaspokoić te pierwsze, najważniejsze potrzeby do momentu uzyskania wsparcia od państwa. – mówi Marta Wiaderkiewicz ze Stowarzyszenia “Mudita”.

Niestety pomoc finansowa ze strony różnych organizacji jest ograniczona. Wiele programów pomocowych już się skończyło. Powstaje niewiele nowych. A potrzeby ze strony uchodźców z niepełnosprawnościami z Ukrainy i ich bliskich nie maleją. 

  • Ostatnio pojawiła się nadzieja ze strony Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej w Warszawie, które udzielało wsparcia finansowego uchodźcom z niepełnosprawnościami. Wieść między obywatelami Ukrainy szybko się rozeszła i niestety nam nie udało się już dostać do tego programu- mówi pani Tatiana.

Problem z dostępnością pomocy finansowej w tym momencie potwierdza Agnieszka Nosowska, koordynująca projekt w Fundacji Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej. 

-Rejestracja do programu pomocy osobom z niepełnosprawnościami, które trafiły do Polski z Ukrainy, po 24 lutego 2022 r. na ten moment jest zamknięta. – Musieliśmy, na ten moment, zakończyć rejestrację do programu wsparcia osób z niepełnosprawnościami, bo nasza lista rezerwowa jest dłuższa niż możliwości wsparcia, jakimi dysponujemy — podsumowuje Agnieszka Nosowska.  – 19 sierpnia 2022 zamknęliśmy projekt liczbą 5500 osób z Ukrainy, które przez pół roku (począwszy od maja 2022) dostają od nas wsparcie kwotą 710 złotych miesięcznie — wylicza Agnieszka Nosowska. Fundacja PCPM dzięki współpracy z IRC, HelpAge i CARE przekazuje wsparcie finansowe osobom z Ukrainy w całej Polsce. 

O ile sytuacja w Warszawie jest przesądzona, to są jeszcze pojedyncze miejsca w Lublinie. Fundacja PCPM uruchomiła ankietę, za pomocą której uchodźcy z Ukrainy mieszkający w województwie lubelskim mogą otrzymać wsparcie finansowe od UNHCR, a także pomoc innych organizacji partnerskich.

  • Istnieje duża dezinformacja. Mało kto wie, że za przyjęcie pod swój dach rodziny z Ukrainy, w której jeden z członków jest osobą z niepełnosprawnościami, uprawnia nadal do pobierania 40zł dziennie za każdego uchodźcę – mówi Wioletta Nikilewicz, która gości trzyosobwą rodzinę, w której ojciec jest osobą z niepełnosprawnościami. Jak dodaje, niełatwo było się dowiedzieć czy nadal może pobierać pieniądze za goszczenie uchodźców. – Nawet panie w lokalnym MOPS-ie nie potrafiły mi udzielić jednoznacznej odpowiedzi na pytanie. Blisko dwa tygodnie zajęło mi upewnienie się, że nadal będę mogła przyjmować środki pieniężne za udostępnienie lokum. Teraz staram się informować o tym innych, bo być może dzięki moim działaniom ktoś z niepełnosprawnością znajdzie dach nad głową. 

Obecnie kwestie mieszkaniowe i finansowe wśród uchodźców z niepełnosprawnościami wydają się być kluczowymi i najbardziej alarmującymi. 

fot. Stowarzyszenie Mudita

Stowarzyszenie Mudita wciąż apeluje do Polaków o wielkich sercach: 

“Jeśli ktoś ma możliwość udostępnienia mieszkania, to przypominamy, że wciąż można skorzystać ze świadczenia 40 zł. Dla niektórych rodzin to naprawdę jedyna szansa na schronienie. Osoby, które chcą oferować pomoc, prosimy o kontakt:

ukraina@stowarzyszeniemudita.pl

My również podpisujemy się pod tą prośbą. 

Poprzedni artykułSzkolnictwo integracyjne? W Polsce to fikcja.
Następny artykułChorzy na Mukowiscydozę apelują o refundację leku
Nazywam się Agnieszka Jóźwicka i jestem mamą pięcioletniego Olinka. Zawsze byłam bardzo aktywna i nie tyle musiałam, co chciałam robić więcej niż moi rówieśnicy. Od szóstego roku życia grałam na fortepianie, skończyłam podstawową i średnią szkołę muzyczną, występowałam w Teatrze Polskim w Warszawie, gościnnie brałam udział w licznych programach telewizyjnych dla dzieci i młodzieży. Na pierwszym roku studiów (muzykologia na Uniwersytecie Warszawskim) poszłam na staż do radiowej Trójki i… zostałam w niej przez kilka lat pracując jako reporter w redakcji aktualności. Mimo iż skończyłam studia muzykologiczne, na dobre związałam się z dziennikarstwem i mediami. Ukończyłam studia podyplomowe z zarządzania w mediach i kontynuowałam swoją medialną przygodę kolejno pracując w czołowych firmach produkcyjnych oraz w stacjach TVN i TTV. Praca w mediach nigdy nie była moim przykrym obowiązkiem, a zawsze pozytywnym wyzwaniem i adrenaliną, bez której nie potrafiłam funkcjonować. Wtedy jeszcze nie wiedziałam z jaką adrenaliną przyjdzie mi się mierzyć w przyszłości. I to nie w pracy, a prywatnie. W 2015 roku wyszłam za mąż, a już w 2016 roku zostałam mamą wymarzonego synka – Aleksandra, zwanego przez wszystkich Olinkiem. To on wywrócił świat całej rodziny do góry nogami i to kilka razy. Pierwszy, gdy w dwunastym tygodniu ciąży otrzymałam diagnozę wady wrodzonej nerek u Olinka. Drugi, gdy zupełnie niespodziewanie urodził się na przełomie 26 i 27 tygodnia ciąży. Trzeci, gdy otrzymaliśmy diagnozę – Mózgowe Porażenie Dziecięce Czterokończynowe. Dziś jestem przede wszystkim mamą, żoną, fizjoterapeutką, pielęgniarką, osobą która chce sprawić by syn był w przyszłości osobą samodzielną, i nieustannie poszukuje na to sposobu i środków. W wolnej chwili prowadzę na facebooku funpage „Olinek” , aukcję charytatywną na rzecz Olka i innych osób walczących o zdrowie i życie „#DLAOLINKA” oraz stronę na facebooku „MPDzieciak”, na której testuję wraz z synem zabawki dla dzieci z niepełnosprawnościami. Czy mam jakieś marzenia? Jedno największe – by mój Syn był szczęśliwy.