Kolizja, czy wypadek samochodowy budzą w nas mnóstwo emocji, a jak wiadomo, emocje nie są dobrym doradcą. Ja jestem bardzo emocjonalna i często muszę wziąć kilka głębokich oddechów, zanim coś powiem lub zrobię. W przypadku drugiej kolizji zadziałały emocje.

Dlatego, teraz „ciocia dobra rada”, coś Wam podpowie, licząc, że się Wam to przyda, jeśli znajdziecie się w podobnej sytuacji.

Rada numer 1: proponuję wezwać policje na miejsce zdarzenia. Wiem wiem, nie zawsze się chce, ale to pomaga i zazwyczaj lepiej „wygląda” przed ubezpieczycielem.

Rada numer 2: nie krzyczcie, nie machajcie rękoma, nie przeklinajcie, nie kopcie w samochód, ani swój (możecie go jeszcze bardziej uszkodzić, a od zawsze wiadomo, że człowiek pod wpływem adrenaliny ma nadludzką moc), ani tym bardziej sprawcy. Jak mówi pradawne przysłowie „tylko spokój Cię uratuje”. Wiem, że w takich sytuacjach może być trudno opanować emocje, ale jeśli jest to możliwe, proszę, zróbcie to.

Rada numer 3 : jeśli jednak zdecydujecie się spisać oświadczenie (bez udziału policji), to pamiętajcie, aby robić to dość szczegółowo. Przede wszystkim dane sprawcy z dowodu osobistego (niepodyktowane przez niego, tylko osobiście przez Was przepisane), koniecznie NUMER POLISY SPRAWCY!!!. Opiszcie też urazy ciała uczestników wypadku/kolizji, jeśli takowe były. Szukajcie świadków i spiszcie ich dane, oczywiście, jeśli to tylko możliwe. Postarajcie się zrobić jak najwięcej zdjęć z miejsca zdarzenia (bliskiej okolicy oraz samej szkody obu pojazdów).

Rada numer 4: jeśli będzie to możliwe, wsiądzie po zdarzeniu do samochodu. Mam tu na myśli, sytuacje, w której stres wywołał z Was lęk i strach. Prawdopodobnie unikniesz przez to lęku przed prowadzeniem pojazdu oraz PTSD, czyli pourazowego zaburzenia stresowego. Oczywiście, nie mam tu na myśli, ucieczki z miejsca zdarzenia, wrakiem samochodu, ze złamaną ręką, ale już po całej biurokracji :). Natomiast nic na siłę.

Rada numer 5: trzymajcie wszystkie dokumenty związane z wypadkiem/kolizją w jakimś sejfie, abyście ich nie zgubili. Ja swoje zgubiłam i mimo iż mogłabym (nawet po kilku latach), ubiegać się o swoje pieniądze z odszkodowanie, to nie mogę. Dlatego też rekomenduje, najpierw poszukajcie dobrego prawnika/firmy, która zajmie się Waszą sprawą, zanim pójdziecie do ubezpieczyciela.

Rada numer 6: jeśli czujecie, że zdarzenie, które przeżyliście psychicznie Was „męczy”, zróbcie coś z tym. Być może kilka wizyt u psychologa albo rozmowa z bliskimi Wam pomoże. Zdaje sobie sprawę, że może to być trudne, szczególnie w kwestii psychologa. Wiele osób, uważa, że to strata czasu i pieniędzy, ale są osoby, którym taka terapia pomogą. Muszę się przyznać, że ja również do niedawna korzystałam z usług psychologa, między innymi ze względu na opisane kolizje.

Podsumowanie

Wrócę jeszcze do ubezpieczyciela

Chciałam Was przestrzec przed podejmowaniem pochopnych decyzji związanych z ubezpieczycielem. Nie chodzi mi o ofertę, bo ją wybieracie sami, ale o wspomniane wyżej bezpośrednie kontaktowanie się z tą instytucją zaraz po zdarzeniu. W tamtym okresie nie przypuszczałam, że zgłaszając szkodę do swojego ubezpieczyciela, mogę zostać oszukana. Niestety, ale jak się potem okazało, w obu przypadkach, zostałam, a przynajmniej tak się czuje. Nie wiedziałam, że ubezpieczyciel, któremu płacę się corocznie składki, może celowo zaniżać wysokość wypłacanych świadczeń. Nie wiedziałam, że jest możliwość skorzystania z pomocy prawnika, albo firmy, która się zajmie moją sprawą i powalczy za mnie o takie odszkodowanie, jakie faktycznie powinnam dostać. Nie wiedziałam, że nawet jak dostaje pismo „to jest ostateczna kwota wypłaty”, to nie trzeba czuć się jak frajer-przepraszam za słowo, ale czasem inaczej się nie da. Nie wiedziałam, że jestem tak naiwna. Niestety, ale w stresie człowiek zapomina albo nie pomyśli o pomocy z zewnątrz, i jak 90% osób chciałam mieć już to za sobą. Czułam, że stres zjada mnie od środka i dlatego nie walczyłam.
Dbajcie o siebie i bliskich.

Poprzedni artykułŚwiadczenie pielęgnacyjne (1971 zł mies.) – komu przysługuje i jak je otrzymać? – wywiad z ekspertem
Następny artykułO Kasi co kolizje samochodowe miała.
Jak słyszę hasło „opisz siebie”, to zawsze czuje w żołądku ścisk. No bo co można o sobie napisać? Jeszcze napisać coś sensownego, co będzie adekwatne do tego, jaki człowiek faktycznie jest? Może lepiej poprosić kogoś bliskiego o opis, będzie łatwiej? Tylko, czy taka osoba zna nas, na tyle dobrze, aby wcielić się w …nas, nasze życie? Nie sądzę. Spróbuje jednak sama… Mam na imię Kasia, obecnie jestem mamą trójki dzieci, żoną jednego męża, właścicielką dwóch psów i dwóch kotów. Od małego uprawiałam sport, lubiłam rysować, czytać książki. Nie miałam mnóstwa znajomych, raczej mało. Miałam i mam do tej pory niską samoocenę i ciągle uczę się nie brać wszystkiego do siebie. Moje życie nie było usłane płatkami róż, ale wiem też, że nie było i nie jest złe. Niedawno zakończyłam terapie u psychologa, miałam dość, wyłapywania ciągle to nowych traum, począwszy od przedszkola, kończąc na dzisiaj. W skrócie zjawie co ukształtowało to, jaka teraz jestem, co sprawia, że wkurzam się każdego dnia, albo cieszę się z głupot, co powoduje, że nie mogę usiedzieć w miejscu i ciągle muszę coś robić. Dlaczego dokładam sobie nowych obowiązków, czasem ponad moje siły. Dlaczego jestem jak lokomotywa, która ciągnie kilka wagonów, ale chyba zaczyna mi być ciężko. Być może uda mi się „uchronić” Was przed tym, co mnie spotkało, dodać Wam otuchy ale też nie pierdzieć tęczą. Kasia