Fundacje, organizacje, stowarzyszenia i osoby prywatne apelują o wsparcie systemowe. Od kilkunastu dni na własną rękę pomagają uchodźcom. Kolejne ich fale przybywają do naszego kraju, a rąk do pracy w wolontariacie zaczyna brakować. 

Od początku wojny do Polski wjechało ponad milion uchodźców z Ukrainy. Większość z nich planuje pozostać w naszym kraju. Niektórzy  mają tu znajomych i rodziny, które pomagają im odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Większość jednak jest sama. Bez znajomości języka, bez wiedzy dokąd się udać, bez perspektyw na nocleg, o pracy nie wspominając. Już dziś punkty recepcyjne są całkowicie zajęte, a przystosowane do przyjęcia uchodźców hale w dużych miastach, przepełnione. 

Już pierwszego dnia wojny większość Polaków ruszyła swoim sąsiadom na pomoc. Jedni organizowali zbiórki żywności, środków czystości i leków na Ukrainę. Inni postanowili uchodźców przyjąć pod swój dach. Jeszcze inni organizowali transporty z granicy w głąb kraju. W całej Polsce piętrzyły się od samego początku zbiórki odzieży i zabawek organizowane przez osoby prywatne i rozmaite organizacje. Jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać również zbiórki pieniędzy: na żywność, na leki, na sprzęt medyczny, na zaopatrzenie ukraińskiej armii. Nikt nie pytał co dalej. Każdy kto czuł taką potrzebę, rzucił się w wir pomagania.

Minęły dwa tygodnie. I choć potrzebujących przybywa, wyraźnie widać, że coraz mniej osób jest bezpośrednio zaangażowanych w pomoc. Czy to ostudzenie emocji, obojętność lub wypalenie? Niekoniecznie.  

Na jednej z grup pomocowych w mediach społecznościowych rozgorzała dyskusja po tym, gdy autor posta zarzucił osobom pomagającym, coraz mniejsze zaangażowanie we wsparcie naszych wschodnich sąsiadów. 

“Może znaczne osłabienie spowodowane jest tym, że ceny na stacjach osiągają już 7,5 zł. Ceny w sklepach są kolosalne. Skąd na to wszystko brać? Nie mamy sakiewek bez dna. My wolontariusze za wszystko płacimy z własnej kieszeni a też mamy rodziny, opłaty, zobowiązania, kredyty których rata z dnia na dzień jest coraz wyższa (…). Pomagamy jak możemy” – odpowiedziała Paulina.

“To gdy jeździli prywatni kierowcy był czas na organizację rządu, samorządu itp. To było do przewidzenia że siły i możliwości opadną (…)” – dodał Rafał.

Zdanie internautów potwierdzają też inni wolontariusze, jak i organizacje.

  • Postanowiłyśmy w grupie kilku mam dzieci z niepełnosprawnościami pomagać dzieciom z niepełnosprawnościami, które przyjadą do nas z Ukrainy. To była spontaniczna decyzja, wynikająca z potrzeby serca. Uznałyśmy, że po ucieczce do Polski może się okazać, że jakieś dziecko nie ma wózka inwalidzkiego, pionizatora, czy balkonika, które są niezbędne do funkcjonowania. Dlatego postanowiłyśmy zrobić listę sprzętów rehabilitacyjnych jakie rodzice innych dzieci są w stanie oddać na rzecz uchodźców. W momencie zgłoszenia potrzeby przez uchodźcę, poszukujemy odpowiedniego sprzętu na naszej liście i ustalamy transport od darczyńcy do obdarowanego – mówi Ewa Matkowska, która działa w inicjatywie “Pomoc Małym Uchodźcom”. Jak dodaje nie spodziewała się aż takiego zainteresowania akcją. Codziennie dostaję wraz z innymi mamami kilkadziesiąt próśb. Nie tylko tych związanych ze sprzętem, ale też związanych z rehabilitacją, znalezieniem lokum, transportem, a nawet pomocą ewakuacji z najbardziej zagrożonych terenów Ukrainy.
  • Przyznam szczerze, sądziłyśmy że po kilku dniach działalności, uda się znaleźć organizację która przejmie od nas kwestie zapewnienia niezbędnego minimum osobom z niepełnosprawnościami w Polsce. Że Państwo, będzie pamiętało o osobach z niepełnosprawnościami. Że będziemy delikatnym wsparciem dla wielkich firm i organizacji, a nie filarem, który dźwiga większość potrzeb dzieci z niepełnosprawnościami. Co więcej wielokrotnie jest tak, że ktoś zwróci się do nas z prośbą o wsparcie, załatwienie jakiegoś sprzętu, a finalnie okazuje się, że odezwał się do kilku innych organizacji które mają podobny profil do naszej działalności, i znajduje w innym źródle. Trudno się dziwić. Piszą osoby zrozpaczone, nie wiedzą na kogo mogą liczyć. Wychodzą z założenia, że jeśli napiszą do kilku organizacji, to jest większa szansa na otrzymanie pomocy. Jednak  ten czas można by rozdysponować na inne działania a nie powielać swojej pracy. Bardzo brakuje kogoś kto odgórnie by to spiął – dodaje Matkowska. 

Podobnego zdania jest Olga Ślepowrońska ze Stowarzyszenia Mudita.

  • Widzimy dużą potrzebę odgórnego skoordynowania działań organizacji i inicjatyw niosących pomoc dzieciom i dorosłym z niepełnosprawności z Ukrainy, żeby działać sprawniej i nie powielać swojej pracy. Niestety nie możemy liczyć na wsparcie od Państwa. Nasze stałe projekty dotyczące wspierania bliskich z niepełnosprawnościami również nie są finansowane przez państwo. Pomoc osobom z Ukrainy realizujemy z własnych zasobów Stowarzyszenia, a także z wpłat na zrzutkę uruchomioną specjalnie na ten cel – dodaje.

Brakuje wsparcia systemowego. skoordynowania działań na rzecz uchodźców i uchodźczyń z niepełnosprawnością, opracowania ogólnopolskich baz dostępnych mieszkań, ośrodków zapewniających wsparcie, placówek rehabilitacyjnych i edukacyjnych. Jest sporo organizacji oferujących podobną pomoc, ale te działania nie są scentralizowane, kończą się też zasoby i możliwości wsparcia. Brakuje również długofalowych i systemowych rozwiązań ze strony państwa – alarmuje Olga Ślepowrońska.

  • Na początku naszych działań zgłosiło się do nas kilku fizjoterapeutów oraz ośrodków rehabilitacyjnych oferujących bezpłatną rehabilitację dla dzieci z Ukrainy. Praktycznie tego samego dnia wszystkie miejsca były już zajęte. Ciężko wymagać od prywatnych ośrodków, które mają komplet polskich pacjentów, by odwołali zajęcia swoim stałym podopiecznym, a teraz rehabilitowali tylko dzieci, które przyjechały z Ukrainy. Te ośrodki też mają określoną liczbę sal i terapeutów. Są placówkami prywatnymi, więc muszą też zarabiać, by się utrzymać. Dlatego po dwóch tygodniach niezmiernie trudno znaleźć nam bezpłatną rehabilitację dla naszych Gości. A zgłosiły się do nas wyłącznie prywatne ośrodki i prywatni rehabilitanci. Do tej pory żadna oferta ze strony państwowych placówek rehabilitacyjnych się nie pojawiła. – mówi Ewa Matkowska.

Sytuacja jest skomplikowana. Stowarzyszenia, organizacje, fundacje i osoby prywatne zastanawiają się jak można by usprawnić działanie i zapewnić pomoc systemową:

  • Idealny system powinien uwzględniać kompleksowe wsparcie w szukaniu opcji bezpiecznego transportu, dostępnych mieszkań, zapewnieniu wsparcia tłumaczy języka ukraińskiego oraz ukraińskiego języka migowego, dostępu do pomocy prawnej, psychologicznej/psychoterapeutycznej, zapewnieniu adekwatnych możliwości leczenia, rehabilitacji, terapii, edukacji, a także możliwości aktywizacji zawodowej. Niestety systemowe wsparcie kuleje w Polsce również jeśli chodzi o rodziny mieszkające tutaj na stałe. Ten idealny system powinien również obejmować pomoc psychologiczną dla osób udzielających wsparcia ofiarom wojny.  – mówi Olga Ślepowrońska ze stowarzyszenia Mudita
  • My po dwóch tygodniach jesteśmy wykończone nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Nie sposób spać spokojnie, gdy dostaje się e-maile z terenów ogarniętych wojną z błaganiem o pomoc w wydostaniu się z Ukrainy rodzinie z niepełnosprawnym dzieckiem. Ciężko też przejść obojętnie obok prośby o poratowanie wózkiem inwalidzkim dla dziecka, które przez dwa dni było niesione przez babcię na rękach. Żyjemy pod dużą presją czasu, z dużym obciążeniem psychicznym i z poczuciem, że ani my nie możemy liczyć na wsparcie, ani uchodźcy. Większość czynności jakich powinno się podjąć państwo, spadło na nas – zwykłych obywateli, którzy pragną pomóc sąsiadom. Tylko, jak długo damy radę poświęcać 100% swojego czasu, zaniedbywać pracę zawodową, własną rodzinę, wykładając niejednokrotnie własne pieniądze? Jestem rozczarowana brakiem obecności i akcji organizacji które za główny cel statutowy mają pomoc niepełnosprawnym.  Wśród uchodźców też tacy są. Ogrom. A gdzie te organizacje? Bez wsparcia Państwa to się nie uda. A za kilka, czy kilkanaście dni ci biedni uchodźcy zostaną sami. Nie z braku empatii Polaków, a wyczerpania wszelkich zasobów jakimi dysponują. – martwi się Ewa Matkowska. 
Poprzedni artykułJak pomóc uchodźcom z niepełnosprawnością?
Następny artykułKonflikt na Ukrainie – Niepełnosprawni uchodźcy pilnie szukają pomocy
Nazywam się Agnieszka Jóźwicka i jestem mamą pięcioletniego Olinka. Zawsze byłam bardzo aktywna i nie tyle musiałam, co chciałam robić więcej niż moi rówieśnicy. Od szóstego roku życia grałam na fortepianie, skończyłam podstawową i średnią szkołę muzyczną, występowałam w Teatrze Polskim w Warszawie, gościnnie brałam udział w licznych programach telewizyjnych dla dzieci i młodzieży. Na pierwszym roku studiów (muzykologia na Uniwersytecie Warszawskim) poszłam na staż do radiowej Trójki i… zostałam w niej przez kilka lat pracując jako reporter w redakcji aktualności. Mimo iż skończyłam studia muzykologiczne, na dobre związałam się z dziennikarstwem i mediami. Ukończyłam studia podyplomowe z zarządzania w mediach i kontynuowałam swoją medialną przygodę kolejno pracując w czołowych firmach produkcyjnych oraz w stacjach TVN i TTV. Praca w mediach nigdy nie była moim przykrym obowiązkiem, a zawsze pozytywnym wyzwaniem i adrenaliną, bez której nie potrafiłam funkcjonować. Wtedy jeszcze nie wiedziałam z jaką adrenaliną przyjdzie mi się mierzyć w przyszłości. I to nie w pracy, a prywatnie. W 2015 roku wyszłam za mąż, a już w 2016 roku zostałam mamą wymarzonego synka – Aleksandra, zwanego przez wszystkich Olinkiem. To on wywrócił świat całej rodziny do góry nogami i to kilka razy. Pierwszy, gdy w dwunastym tygodniu ciąży otrzymałam diagnozę wady wrodzonej nerek u Olinka. Drugi, gdy zupełnie niespodziewanie urodził się na przełomie 26 i 27 tygodnia ciąży. Trzeci, gdy otrzymaliśmy diagnozę – Mózgowe Porażenie Dziecięce Czterokończynowe. Dziś jestem przede wszystkim mamą, żoną, fizjoterapeutką, pielęgniarką, osobą która chce sprawić by syn był w przyszłości osobą samodzielną, i nieustannie poszukuje na to sposobu i środków. W wolnej chwili prowadzę na facebooku funpage „Olinek” , aukcję charytatywną na rzecz Olka i innych osób walczących o zdrowie i życie „#DLAOLINKA” oraz stronę na facebooku „MPDzieciak”, na której testuję wraz z synem zabawki dla dzieci z niepełnosprawnościami. Czy mam jakieś marzenia? Jedno największe – by mój Syn był szczęśliwy.