Osoby, którym po  8 marca 2020 roku skończyło się orzeczenie o niepełnosprawności lub o stopniu niepełnosprawności, nie muszą występować o nowe orzeczenie do czasu ogłoszenia końca pandemii. Czy warto skorzystać z tej możliwości, czy może lepiej wyjść przed szereg?

Pełnomocnik Rządu do Spraw Osób Niepełnosprawnych informuje na swojej stronie internetowej, że obowiązują zapisy ustawy z dnia 31 marca 2020 r. o zmianie ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych (Dz. U. z 2020 r. poz. 568). Zgodnie z tym zapisem orzeczenia o niepełnosprawności i o stopniu niepełnosprawności wydawane przez powiatowe i wojewódzkie zespoły ds. orzekania o niepełnosprawności i o stopniu niepełnosprawności są automatycznie przedłużane. Oznacza to, że przyznane orzeczenie zachowuje ważność do upływu 60-ciu dni od dnia odwołania stanu zagrożenia epidemicznego lub stanu epidemii.

W związku z powyższym nie tylko same orzeczenia są obecnie ważne, ale również idące za nimi prawa. Między innymi do: wypłaty zasiłków pielęgnacyjnych, świadczeń pielęgnacyjnych, zasiłków dla opiekuna, świadczeń z funduszu alimentacyjnego i specjalnych zasiłków opiekuńczych.

Wydawałoby się oczywiste, że najlepiej wykorzystać prawo i  zachować posiadane orzeczenie aniżeli przechodzić całą ścieżkę do uzyskania nowego, co wiąże się z wizytami lekarskimi, wypisywaniem nowych oświadczeń, dodatkowymi badaniami.

Czy jednak nie warto rozważyć złożenia wniosku o nowe orzeczenie jeszcze w trakcie trwania stanu epidemii?

Moim zdaniem nie warto tylko w jednym przypadku. Jeśli spodziewamy się, że orzeczenie może nam zostać odebrane, jeżeli możliwe jest odebranie pewnych punktów w orzeczeniu na jakich nam zależy lub możemy otrzymać niższy stopień niepełnosprawności niż mamy obecnie. Oczywiście pod warunkiem, że zależy nam na utrzymaniu dotychczasowych przywilejów i świadczeń.

Dlaczego w pozostałych przypadkach warto występować o nowe orzeczenie?

Mamy drugą połowę 2021 roku. Prawie od półtora roku orzecznictwo zamarło. Rozpatrywane  są prawie  wyłącznie wnioski osób, które dopiero pierwszy raz starają się o otrzymanie orzeczenia bądź stopnia niepełnosprawności. Ciężko powiedzieć do kiedy potrwa stan epidemii w Polsce, ale możemy się spodziewać, że minimum kilka miesięcy. I to przy optymistycznym założeniu. To spowoduje, że przerwa w normalnym trybie orzecznictwa będzie trwała dwa lata.

Kto starał się o orzeczenie przed pandemią zapewne wie, że to spory wyczyn i długie oczekiwanie. Zdobycie wszystkich niezbędnych dokumentów od lekarzy trwało, a w zespołach orzekania o niepełnosprawności były nieustanne kolejki. Jeżeli w jednym czasie wszyscy, którzy mieli orzeczenie przedłużone automatycznie z powodu epidemii, złożą wnioski o nowe orzeczenie, ciężko sobie wyobrazić, że te zostaną rozpatrzone w 60 dni od początku ustania pandemii.

Co to oznacza dla nas? Po 60 dniach od zakończenia epidemii zostaniemy pozbawieni wszelkich świadczeń i zasiłków do czasu wydania nowego orzeczenia. A ile potrwa przyznanie nowego? Zapewne niezmiernie długo.

Dlatego zachęcam do występowania o nowe orzeczenia już teraz, by uniknąć za kilka miesięcy stresu i rozczarowania, gdy z dnia na dzień stracimy wszelkie udogodnienia i świadczenia.

Poprzedni artykułJak przestałem być idealny – niezwykły projekt Instytutu Teatralnego i Fundacji Teatr 21
Następny artykułMistrzostwa Europy Amp Futbol
Nazywam się Agnieszka Jóźwicka i jestem mamą pięcioletniego Olinka. Zawsze byłam bardzo aktywna i nie tyle musiałam, co chciałam robić więcej niż moi rówieśnicy. Od szóstego roku życia grałam na fortepianie, skończyłam podstawową i średnią szkołę muzyczną, występowałam w Teatrze Polskim w Warszawie, gościnnie brałam udział w licznych programach telewizyjnych dla dzieci i młodzieży. Na pierwszym roku studiów (muzykologia na Uniwersytecie Warszawskim) poszłam na staż do radiowej Trójki i… zostałam w niej przez kilka lat pracując jako reporter w redakcji aktualności. Mimo iż skończyłam studia muzykologiczne, na dobre związałam się z dziennikarstwem i mediami. Ukończyłam studia podyplomowe z zarządzania w mediach i kontynuowałam swoją medialną przygodę kolejno pracując w czołowych firmach produkcyjnych oraz w stacjach TVN i TTV. Praca w mediach nigdy nie była moim przykrym obowiązkiem, a zawsze pozytywnym wyzwaniem i adrenaliną, bez której nie potrafiłam funkcjonować. Wtedy jeszcze nie wiedziałam z jaką adrenaliną przyjdzie mi się mierzyć w przyszłości. I to nie w pracy, a prywatnie. W 2015 roku wyszłam za mąż, a już w 2016 roku zostałam mamą wymarzonego synka – Aleksandra, zwanego przez wszystkich Olinkiem. To on wywrócił świat całej rodziny do góry nogami i to kilka razy. Pierwszy, gdy w dwunastym tygodniu ciąży otrzymałam diagnozę wady wrodzonej nerek u Olinka. Drugi, gdy zupełnie niespodziewanie urodził się na przełomie 26 i 27 tygodnia ciąży. Trzeci, gdy otrzymaliśmy diagnozę – Mózgowe Porażenie Dziecięce Czterokończynowe. Dziś jestem przede wszystkim mamą, żoną, fizjoterapeutką, pielęgniarką, osobą która chce sprawić by syn był w przyszłości osobą samodzielną, i nieustannie poszukuje na to sposobu i środków. W wolnej chwili prowadzę na facebooku funpage „Olinek” , aukcję charytatywną na rzecz Olka i innych osób walczących o zdrowie i życie „#DLAOLINKA” oraz stronę na facebooku „MPDzieciak”, na której testuję wraz z synem zabawki dla dzieci z niepełnosprawnościami. Czy mam jakieś marzenia? Jedno największe – by mój Syn był szczęśliwy.