W Starożytności jakiekolwiek zaburzenia psychiczne, niepełnosprawności fizyczne czy  deformacje ciała uznawane były jako kary od rozmaitych bóstw wymierzone w większą społeczność czy konkretną rodzinę. Miała być to odpowiedź za grzechy jakich dopuszczali się bliscy osób z niepełnosprawnościami. Osoby z jakąkolwiek niepełnosprawnością były zdaniem ludności obdarzone złymi mocami. W pojęciu społeczeństwa narodziny takiej osoby były przepowiedniami nadchodzących katastrof. Więcej na temat niepełnosprawności w Starożytności możecie przeczytać tutaj: Niepełnosprawność w starożytności

Niepełnosprawność a Kościół

Ten okres był dla osób z niepełnosprawnościami również trudny, pozbawiony tolerancji, przepełniony brutalnością oraz pogardą. Mimo, że teoretycznie sytuacja powinna być nieco odmienna, gdyż dominowała wówczas doktryna chrześcijańska.  I w istocie, próbowano cokolwiek zmienić w postrzeganiu i traktowaniu osób z niepełnosprawnościami. Opieka nad takimi osobami spoczywała w rękach zgromadzeń zakonnych oraz rodzin. Wsparciem dla osób niepełnosprawnych i ich rodzin były tworzone Fundusze Chorobowe. Dodatkowo osoby te mogły liczyć na jałmużnę wynikającą z chrześcijańskiego miłosierdzia. Pojawiały się pierwsze przytułki, azyle i domy opieki przeznaczone i dla osób chorych, i samotnych i niepełnosprawnych. Takim wzorowym miejscem pokazującym zmiany w traktowaniu osób z niepełnosprawnościami było Geel w Belgii działające od VIII wieku n.e. Mieszkały tam osoby chore psychicznie i z deficytami intelektualnymi. Były traktowane tam nad wyraz dobrze mając zapewnione własne sypialnie, wyżywienie i rozmaite aktywności. Miejsce to stanowi niestety jeden z wyjątków, a rzeczywistość była o wiele smutniejsza. Duży wpływ na postrzeganie osób dotkniętych niepełnosprawnością miała władza kościelna. Niestety, stosunek Duchowieństwa do tych osób rozmijał się nieco z naukami chrześcijańskimi.  Co więcej niepełnosprawność według prawa kanonicznego stanowiła przeszkodę w uzyskaniu święceń kapłańskich. Mimo to cierpiący na widoczną ułomność kandydat przy odpowiedniej determinacji i niemałych nakładach mógł jednak wystarać się w kurii rzymskiej o odpowiednią dyspensę.

 Podobnie jak w starożytności niepełnosprawność postrzegano jako karę za grzechy lub wpływ szatana. Z resztą w innych kulturach również łączono niepełnosprawność z rozmaitymi nadprzyrodzonymi siłami. Na przykład w średniowiecznej Skandynawii sądzono, że osoba z niepełnosprawnością w dzieciństwie została porwana przez Trolle. W Japonii zaś łączono niepełnosprawność  z działalnością wróżek.

Niepełnosprawni źródłem rozrywki

Podobnie jak w czasach starożytnych osoby kalekie traktowano jako źródło rozrywki. Osoby z niepełnosprawnościami fizycznymi oraz rozmaitymi deformacjami stanowiły modny podarunek (!) w środowisku arystokratycznym. Co więcej trend trwał nieprzerwanie aż do XVIII wieku. Na dworach osoby niepełnosprawne były traktowane jak śmieszne kukiełki albo zwierzątka. Zmuszano ich do poniżających działań, które były źródłem śmiechu i rozrywki. Musieli występować nago, robić rozmaite akrobacje, które z racji kalectwa im nie wychodziły czy walczyć między sobą. Ową rozrywkę uprawiali również Jagiellonowie, którym źródeł rozrywki dostarczały karły. Nazywano ich między innymi: guzami, pieńkami czy niedorostkami.

Niektórym średniowiecznym władcom nie wystarczył na dworze „zwykły karzeł”. Poszukiwano błaznów z Mózgowym Porażeniem Dziecięcym  oraz epileptyków.

W Szpitalu Najświętszej Marii Panny z Betlejem, najstarszym w Europie domu dla obłąkanych od XV wieku organizowano odpłatne „pokazy chorych psychicznie”. Zakład utrzymywał się ze sprzedaży biletów, a show przyciągało tłumy rozbawionych Brytyjczyków.  

Jednocześnie niepełnosprawność dotykała nie tylko osoby zapewniające rozrywki na dworze, ale często też władców. Syn Władysława II Wygnańca, Mieszko IV, miał od urodzenia problemy z chodzeniem. W związku z ułomnością miał przydomek „Pląsonogi”. Mimo kalectwa zawarł związek małżeński z czeską księżniczką Ludmiłą i doczekał się sporej gromadki dzieci. A związek ten zapoczątkował ród Piastów Śląskich.

„Żebractwo”

Co więcej zdrowi ludzie, wiedząc że chorzy dostają jałmużnę i pomoc finansową, zaczęli to wykorzystywać i specjalnie symulować niepełnosprawność. Niektórzy udawali padaczkę i toczyli pianę z ust zjadając mydło, inni smarowali się końskimi odchodami, by upozorować żółtaczkę. W XVI wieku opisany był nawet żebrak, który przyprawił sobie pochodzącą od osoby zmarłej nadgnitą rękę. Zdarzało się też, że rodzice celowo okaleczali swoje małe dzieci, by wzbudzić litość  i dostać pieniądze – w ten sposób utrzymywali często całe rodziny.

Brutalne tortury

Niepełnosprawność w średniowieczu była nie tylko wrodzona, bądź nabyta np. w skutek wypadku. Powszechne było okaleczanie jeńców. Miała to być strategia mająca na celu zastraszenie przeciwnika. Słynny jest akt, którego dokonał przywódca krzyżowców Szymon Montfort w XIII wieku, który nakazał oślepić wszystkich na zdobytej przez siebie twierdzy. Wybrał natomiast jedną osobę, której pozostawiono jedno oko i nakazał, by ów „szczęśliwiec” przeprowadził okaleczonych towarzyszy do innego zamku, by pokazać co czeka opozycjonistów w przypadku stawiania oporu.

W średniowieczu uskuteczniano również spektakle sprawiedliwości, które były publicznym okaleczaniem winowajcy. Krzywoprzysiężcy tracili palce za to że fałszywie wznosili je w czasie przysięgi w stronę nieba. Osobom, które oskarżano o bluźnierstwa przeciw Bogu, wyszarpywano języki. Na szubienicach wisiały rozmaite elementy ciała, w zależności od winy jakiej dopuścił się skazany.

W pewnym momencie kary polegające na okaleczaniu były tak powszechne, że w XIV- wiecznej Anglii władze wydawały certyfikaty niewinności dla rannych żołnierzy i ofiar wypadków, by nie byli postrzegani jako osoby z kryminalną przeszłością.

Stosunek społeczeństwa do niepełnosprawnych był zatem różny – od wrogości, poprzez obojętność, aż do pomocy  i miłosierdzia. W średniowiecznej Europie wciąż istniał charakterystyczny dla starożytności dualizm. Obok akceptacji było piętnowanie, a los niepełnosprawnych zależał w ogromnej mierze od sytuacji gospodarczej i aktualnych nastrojów społecznych.  

Jak wyglądała sytuacja osób z niepełnosprawnościami w kolejnych wiekach? Dowiecie się już niebawem na www.narencie.pl

Poprzedni artykułNiepełnosprawność powodem do hejtu
Następny artykułHistoria aparatów słuchowych
Nazywam się Agnieszka Jóźwicka i jestem mamą pięcioletniego Olinka. Zawsze byłam bardzo aktywna i nie tyle musiałam, co chciałam robić więcej niż moi rówieśnicy. Od szóstego roku życia grałam na fortepianie, skończyłam podstawową i średnią szkołę muzyczną, występowałam w Teatrze Polskim w Warszawie, gościnnie brałam udział w licznych programach telewizyjnych dla dzieci i młodzieży. Na pierwszym roku studiów (muzykologia na Uniwersytecie Warszawskim) poszłam na staż do radiowej Trójki i… zostałam w niej przez kilka lat pracując jako reporter w redakcji aktualności. Mimo iż skończyłam studia muzykologiczne, na dobre związałam się z dziennikarstwem i mediami. Ukończyłam studia podyplomowe z zarządzania w mediach i kontynuowałam swoją medialną przygodę kolejno pracując w czołowych firmach produkcyjnych oraz w stacjach TVN i TTV. Praca w mediach nigdy nie była moim przykrym obowiązkiem, a zawsze pozytywnym wyzwaniem i adrenaliną, bez której nie potrafiłam funkcjonować. Wtedy jeszcze nie wiedziałam z jaką adrenaliną przyjdzie mi się mierzyć w przyszłości. I to nie w pracy, a prywatnie. W 2015 roku wyszłam za mąż, a już w 2016 roku zostałam mamą wymarzonego synka – Aleksandra, zwanego przez wszystkich Olinkiem. To on wywrócił świat całej rodziny do góry nogami i to kilka razy. Pierwszy, gdy w dwunastym tygodniu ciąży otrzymałam diagnozę wady wrodzonej nerek u Olinka. Drugi, gdy zupełnie niespodziewanie urodził się na przełomie 26 i 27 tygodnia ciąży. Trzeci, gdy otrzymaliśmy diagnozę – Mózgowe Porażenie Dziecięce Czterokończynowe. Dziś jestem przede wszystkim mamą, żoną, fizjoterapeutką, pielęgniarką, osobą która chce sprawić by syn był w przyszłości osobą samodzielną, i nieustannie poszukuje na to sposobu i środków. W wolnej chwili prowadzę na facebooku funpage „Olinek” , aukcję charytatywną na rzecz Olka i innych osób walczących o zdrowie i życie „#DLAOLINKA” oraz stronę na facebooku „MPDzieciak”, na której testuję wraz z synem zabawki dla dzieci z niepełnosprawnościami. Czy mam jakieś marzenia? Jedno największe – by mój Syn był szczęśliwy.