Osoby z niepełnosprawnościami co kilka lat zobowiązane są do stawania na komisję, która orzeka o ich niepełnosprawności lub stopniu niepełnosprawności. W zależności od oceny – komisja wydaje nowe orzeczenie, bądź uznaje że nie jest ono konieczne. Dla wielu osób takie badania są niezwykle stresujące. W środowisku osób z niepełnosprawnościami krążą historie o tym jak osoby poważnie chore, zostawały “uzdrowione” podczas spotkania z komisją i nie przyznawano im kolejnego orzeczenia, a tym samym przywilejów z niego płynących.  Dlatego większość osób z niepełnosprawnościami skorzystało z ustawy covidowej, która pozwalała, by orzeczenie o niepełnosprawności albo orzeczenie o stopniu niepełnosprawności wydane na czas określony, zachowywało ważność do upływu 60. dnia od dnia odwołania stanu epidemii. Ten sam zapis dotyczył kart parkingowych. 

Wyrobienie orzeczenia o niepełnosprawności dla dziecka

 – Wyrobienie nowego orzeczenia dopiero przed nami. Poprzednie kończyło się mojej córce w październiku 2020 roku. Wtedy powinnam stanąć z dzieckiem na komisję orzekającą, a w zasadzie odbyć ją zdalnie, gdyż istniała taka możliwość w czasie pandemii. Komisja odbywała się bez osobistego stawiennictwa, ale i tak wszystkie zaświadczenia od lekarzy trzeba było zdobyć osobiście, co wiązało się z pójściem do przychodni i to niejednej. A wszyscy wiemy jak wyglądała dostępność do lekarzy w czasie epidemii. Postanowiłam poczekać aż gabinety zaczną normalnie działać, a potem przyznam szczerze, umknęło to mojej uwadze. Dlatego dopiero teraz będziemy starać się o nowe orzeczenie dla córki – mówi pani Ewa, mama dziewczynki z mózgowym porażeniem dziecięcym. Jak dodaje, nie obawia się, że orzeczenie nie zostanie jej przyznane, bo stan córki wciąż jest bardzo zły i odebranie orzeczenia byłoby absurdem. Czynnikiem stanowiącym o tym, że jeszcze go nie wyrobiła, był jedynie słaby dostęp do lekarzy.

Pani Anna również nie wyrobiła orzeczenia dla swojego syna, który zmaga się z rzadką wadą genetyczną. Jednak przyczyna zwłoki była zupełnie inna niż u przedmówczyni.

 – Celowo zwlekamy do samego końca z wydaniem nowego orzeczenia dla syna. Poprzednie skończyło się kilka miesięcy temu. Jednak boję się, że zostanie nam ono odebrane. A nawet jeśli otrzymamy nowe orzeczenie to spodziewam się, że nie będę miała przyznanego świadczenia pielęgnacyjnego. Wolę więc nie kusić losu i korzystać ze starego orzeczenia, które daje mi jakieś pieniądze z tytułu rezygnacji z pracy. Skończy się stan epidemii, stawię się na komisję. I zacznę rozglądać za pracą – przyznaje.

Ale były też osoby, które nie czekały, jak pani Aneta, która również jak pierwsza rozmówczyni ma syna z mózgowym porażeniem dziecięcym.

 – Postanowiłam wyrobić nowe orzeczenie synowi tak szybko jak było to możliwe. Faktycznie trochę był problem z dostępem do lekarzy. Dlatego większość opinii i zaświadczeń uzyskałam od lekarzy prywatnych, którzy przyjmowali nawet w czasie kolejnych fal covid-19. Wszyscy dziwili się dlaczego to robię, przecież nie musiałam. Zaczęłam się jednak zastanawiać co się stanie, jeśli większość osób z  niepełnosprawnościami przez dwa lata trwania pandemii nie będzie wyrabiała swoich orzeczeń. I bez epidemii czas oczekiwania na komisję był długi. A tu nagle będą chciały się stawić na nią i osoby, którym autentycznie teraz kończy się orzeczenie, ale też wszyscy ci, którzy używali starych orzeczeń przez ostatnie dwa lata. To będzie kosmos. Orzeczenie jest ważne 60 dni od końca pandemii. Nie sądzę, by komisje poradziły sobie w 60 dni z tyloma petentami. A nie będzie orzeczenia, to  nie będzie świadczeń, zasiłków, czy karty parkingowej. No ja nie zaryzykowałam – dodaje.

Orzeczenia o niepełnosprawności dla uchodźców z Ukrainy

Faktycznie, 60 dni po czasie zakończenia pandemii to może być za krótki czas do wydania nowych orzeczeń takiej ilości osób. A przecież nikt nie przewidywał, że poza osobami, które skorzystają z ustawy covidowej, pojawią się osoby z niepełnosprawnościami z Ukrainy, które będą musiały wyrobić polskie orzeczenie o niepełnosprawności. 

 – My też będziemy stawać na komisję orzekającą o niepełnosprawności. Mój syn ma orzeczenie ukraińskie, ale ono nie jest tu respektowane. Dlatego musimy stanąć na polskiej komisji orzekającej o niepełnosprawności. Wiem, że wszyscy znajomi, którzy przyjechali do Polski uciekając przed wojną, a którzy są niepełnosprawni, albo mają dziecko z niepełnosprawnością, zamierzają takie dokumenty wyrabiać. To chwilę potrwa, bo potrzebujemy stosownej dokumentacji. Ale przy sprzyjających wiatrach zajmie nam to dwa, trzy miesiące. Mam nadzieję, że nie dłużej – mówi pani Katia, która w pierwszych dniach marca przyjechała do Warszawy z Kijowa.

Niehonorowanie ukraińskich orzeczeń o niepełnosprawności może istotnie wpłynąć na czas oczekiwania na nowe orzeczenie i wśród obywateli Ukrainy, i wśród Polaków. 

– Aby otrzymać orzeczenie o niepełnosprawności do celów socjalnych rodzic musi wystąpić z wnioskiem do komisji orzekającej przy ośrodku pomocy społecznej. Tam dostają informację, że muszą zgromadzić dokumenty tłumaczone przez przysięgłych, zaświadczenia od polskich lekarzy a nawet, gdy to uda się im zrobić – słyszą, że muszą się liczyć z czasem oczekiwania na orzeczenie sięgającym 4-6 miesięcy. Jak ma przeżyć w tym czasie mama z głęboko, wielorako niepełnosprawnym dzieckiem, które wymaga opieki naprawdę 24 godziny na dobę? – pyta Joanna Ławicka z Fundacji Prodeste. 

Co więc mogłoby przyśpieszyć procedury wobec obywateli Ukrainy, a tym samym zapobiec “zatorowi” w kolejce wśród Polaków oczekujących na nowe, popandemiczne orzeczenia?

– Natychmiastowe uproszczenie wszystkich procedur tak, żeby wydawanie tych dokumentów nie zajmowało więcej niż siedem dni. Wydawanie orzeczeń na podstawie ukraińskich dokumentów lub – jeszcze lepiej – akceptowanie ukraińskich orzeczeń tak samo, jak polskich. Do tej pory przeczytałam już kilkaset dokumentów ukraińskich o niepełnosprawności. Nie odbiegają w niczym dokumentom polskim. Są pisane tym samym językiem klinicznym i zawierają wszystkie, niezbędne informacje do tego, by błyskawicznie dać pomoc i edukację dzieciom uchodźczym z Ukrainy.  – mówi Joanna Ławicka. 

Czy to się uda? To jeden z wniosków inicjatywy “Nasz Rzecznik” działającej przy Rzeczniku Praw Obywatelskich. 

W tym momencie jednak nie ma co liczyć na zmiany w tym zakresie, a do ogłoszenia stanu końca epidemii, zdaje się że jest coraz bliżej.

Wydaje się, że dalsze przeciąganie przez Polaków  wniosków i odwlekanie stawiennictwa na komisję na podstawie ustawy covidowej, tylko pogorszy. Może bowiem okazać się, że świadczenia wypłacane będą jedynie przez 60 dni od dnia ustania pandemii, a termin komisji przypadnie im za kilka miesięcy. Nie warto ryzykować.

Poprzedni artykułBrak prawnych rozwiązań dla uchodźców z niepełnosprawnościami
Następny artykułKolejna edycja „Słowa, dobrze, że jesteście” – ostatnia chwila na wysłanie zgłoszenia
Nazywam się Agnieszka Jóźwicka i jestem mamą pięcioletniego Olinka. Zawsze byłam bardzo aktywna i nie tyle musiałam, co chciałam robić więcej niż moi rówieśnicy. Od szóstego roku życia grałam na fortepianie, skończyłam podstawową i średnią szkołę muzyczną, występowałam w Teatrze Polskim w Warszawie, gościnnie brałam udział w licznych programach telewizyjnych dla dzieci i młodzieży. Na pierwszym roku studiów (muzykologia na Uniwersytecie Warszawskim) poszłam na staż do radiowej Trójki i… zostałam w niej przez kilka lat pracując jako reporter w redakcji aktualności. Mimo iż skończyłam studia muzykologiczne, na dobre związałam się z dziennikarstwem i mediami. Ukończyłam studia podyplomowe z zarządzania w mediach i kontynuowałam swoją medialną przygodę kolejno pracując w czołowych firmach produkcyjnych oraz w stacjach TVN i TTV. Praca w mediach nigdy nie była moim przykrym obowiązkiem, a zawsze pozytywnym wyzwaniem i adrenaliną, bez której nie potrafiłam funkcjonować. Wtedy jeszcze nie wiedziałam z jaką adrenaliną przyjdzie mi się mierzyć w przyszłości. I to nie w pracy, a prywatnie. W 2015 roku wyszłam za mąż, a już w 2016 roku zostałam mamą wymarzonego synka – Aleksandra, zwanego przez wszystkich Olinkiem. To on wywrócił świat całej rodziny do góry nogami i to kilka razy. Pierwszy, gdy w dwunastym tygodniu ciąży otrzymałam diagnozę wady wrodzonej nerek u Olinka. Drugi, gdy zupełnie niespodziewanie urodził się na przełomie 26 i 27 tygodnia ciąży. Trzeci, gdy otrzymaliśmy diagnozę – Mózgowe Porażenie Dziecięce Czterokończynowe. Dziś jestem przede wszystkim mamą, żoną, fizjoterapeutką, pielęgniarką, osobą która chce sprawić by syn był w przyszłości osobą samodzielną, i nieustannie poszukuje na to sposobu i środków. W wolnej chwili prowadzę na facebooku funpage „Olinek” , aukcję charytatywną na rzecz Olka i innych osób walczących o zdrowie i życie „#DLAOLINKA” oraz stronę na facebooku „MPDzieciak”, na której testuję wraz z synem zabawki dla dzieci z niepełnosprawnościami. Czy mam jakieś marzenia? Jedno największe – by mój Syn był szczęśliwy.