Wielu rodziców dzieci z niepełnosprawnościami najbardziej boi się nie śmierci ukochanego dziecka,  a własnej. Boją się opuścić dziecko, które może nie poradzić sobie bez troskliwej opieki najbliższych członków rodziny. Gros osób faktycznie staje przed tym dylematem, bo ich dzieci nie są w stanie usamodzielnić się w żaden sposób. Ale jest wiele osób z niepełnosprawnościami, które mogłyby spróbować kroku ku samodzielności. Z pomocą mogą przyjść tzw. mieszkania treningowe.

Niestety w Polsce po śmierci rodziców, osoby z niepełnosprawnościami zazwyczaj obierają  jedną z dwóch ścieżek życia: pierwsza to opieka dalszej rodziny, druga zamieszkanie w DPS-ie. Szkoda, wielu niepełnosprawnych byłoby w stanie mieszkać w tzw. mieszkaniach chronionych (samodzielne mieszkania  udostępniane na czas nieokreślony z doraźną pomocą osoby „z zewnątrz”), ale niestety dwa główne czynniki determinują to, że z takiej opcji nie korzystają. Pierwszy to dramatycznie mała liczba miejsc w takich mieszkaniach. Druga to aspekt finansowy. Większość z tych osób pobiera jedynie rentę socjalną, która jest wręcz głodowa. Ciężko z niej samodzielnie wyżyć bez wsparcia finansowego innych osób. Dlatego osoby z niepełnosprawnościami po śmierci rodzica korzystają albo z pomocy zarówno fizycznej jak i finansowej dalszej rodziny, albo zamieszkują Państwowe Domy Opieki Społecznej.

Jednak, jeśli już sytuacja finansowa na to pozwala, aby trafić do mieszkania chronionego trzeba być samodzielnym. Jak tę samodzielność uzyskać mieszkając wciąż pod troskliwym okiem rodziców? Można spróbować swoich sił we wspomnianych mieszkaniach treningowych.

Są one  niezwykle popularną formą nauki samodzielności m.in. w Niemczech, Szwecji, Danii, Norwegii czy Finlandii. W Polsce ten rodzaj przystosowywania do samodzielności niestety szwankuje. Choć pierwsze mieszkania  działają już  od kilkunastu lat i cieszą się ogromnym zainteresowaniem, wciąż ich brakuje.

Zasady mieszkań treningowych

Tu nikt nikogo nie wyręcza. Podopieczny, który trafia do mieszkania treningowego  musi zacząć sam sprzątać, prać, prasować, gotować, chodzić na zakupy, czy nawet opłacać rachunki. Dokładnie tak jak zdrowa dorosła osoba, która podejmuje decyzję o wyprowadzeniu się z rodzinnego domu. Z tą różnicą, że u boku czuwa asystent, który w razie ewentualnych kłopotów, służy wsparciem. Mieszanie wygląda jak każde inne. Bez specjalnych wygód. Oczywiście, jeśli stan kursanta tego wymaga, wyposażone jest w uchwyty dla osób z niepełnosprawnościami, czy poszerzone drzwi. Ale nie ma nadmiernych wygód. Uczestnicy programu mieszkają zazwyczaj w 1-2 osobowych pokojach. Średnio przypadają cztery osoby na jedno mieszkanie. Nad ich procesem usamodzielniania czuwa 2-4 asystentów, którzy pracują w trybie zmianowym.

Długość treningu zależy od instytucji, która sprawuje pieczę nad programem. Bywają kursy kilkutygodniowe. Zdarzają się też kilkunastotygodniowe. Po tym czasie uczestnicy z nowo nabytymi umiejętnościami wracają do domu. I tam mierzą się z rzeczywistością. Powrót często jest nie tyle trudny dla nich samych, co dla ich rodziców i opiekunów. Ci, zaskoczeni nowymi umiejętnościami podopiecznych, wciąż próbują ich wyręczać w większości czynności, tak jak to często miało miejsce przed wyjazdem na szkolenie. A przecież cel mieszkań treningowych jest jeden – usamodzielnienie osoby z niepełnosprawnościami i umożliwienie jej niezależnej, bądź mało zależnej od najbliższych przyszłości.

Takie szkolenie to też znakomity moment dla rodziców i opiekunów osób niepełnosprawnych, by zadbać o siebie, swoje zdrowie i swoje potrzeby. Często przy intensywnej opiece nad osobą z niepełnosprawnościami zapominają o swojej kondycji fizycznej i psychicznej. To chwila oddechu. Często pierwsza od narodzin niepełnosprawnego dziecka.

Mieszkania treningowe w Koninie

Pojedyncze mieszkania treningowe znajdują się w większości miast Polski, choć jak już wspomniałam, ich ilość jest niewystarczająca.

Nad każdym z mieszkań sprawuje opiekę inna instytucja, stowarzyszenie czy fundacja. Jedną z nich jest Fundacja im. doktora Piotra Janaszka „PODAJ DALEJ” mieszcząca się w Koninie.

Treningi samodzielności trwają tu od 12 do 15 tygodni. W szkoleniu można brać udział tylko raz. Podczas tych 3-4 miesięcy uczestnicy nie tylko uczą się samodzielnego mieszkania, gotowania, sprzątania czy opłacania rachunków, ale również pod okiem wyspecjalizowanej kadry trenują samodzielne skorzystanie z toalety, uczą się wsiadać i wysiadać bez pomocy z samochodu, czy też bardziej skomplikowanych manewrów na wózkach inwalidzkich. Na miejscu zapewniona jest też pełna rehabilitacja. Nie brakuje również rozrywek, spotkań, wspólnych wyjść do kina czy na spacery.

By dostać się na takie szkolenie wystarczy zgłosić się do Fundacji, wypełnić formularz i czekać na rozmowę kwalifikacyjną. Podczas niej ustalone zostanie między innymi jakie potrzeby ma kursant czy w jakim terminie podopieczny chciałby rozpocząć trening. Mieszkania treningowe są zupełnie bezpłatne. Jedyny koszt jaki się ponosi to koszt jedzenia oraz dojazdu do Konina ze swojego miejsca zamieszkania. W szkoleniu mogą uczestniczyć niepełnosprawni od 18 roku życia. Nie jest ważny też typ niepełnosprawności, ani to kiedy została ona nabyta.

Wspomniane mieszkanie treningowe możecie zobaczyć tutaj:

Samodzielność mojego Olinka – reSTART

To jak będzie wyglądała przyszłość mojego dziecka spędza mi sen z powiek. W zasadzie nie ma dnia bym nie myślała i o tym czy zostanie zaakceptowany przez społeczeństwo, i o tym co go czeka kiedy ja z mężem nie będziemy domagać zdrowotnie, a zwłaszcza co w momencie kiedy nas zabraknie. Problem potęguje fakt, że Olek jest jedynakiem. Dziś nie wiem jaki będzie jego stan w dniu 18-tych urodzin. Mózgowe Porażenie Dziecięce potrafi zaskakiwać. I to w każdą stronę. Często osoby nierokujące radzą sobie całkiem nieźle, a te których niepełnosprawność wydawała się lekka, z roku na rok mają coraz większy regres. Dlatego to jak będzie funkcjonował za 13 lat jest dla mnie zagadką. Może zdarzyć się, że będzie w miarę samodzielną osobą, która będzie w stanie wyprowadzić się z domu. Może być też tak, że będzie mocno uzależniony od drugiej osoby. Jednak już dziś wiem, że jeśli tylko jego stan będzie dawał choć cień szans na samodzielne życie – zawalczę z nim wspólnie o wykorzystanie tej możliwości. Uważam takie mieszkania treningowe, a później tzw. mieszkania chronione za znakomite rozwiązanie dla osób, które rokują na samodzielne życie. Wydaje mi się, że to i nadzieja dla opiekunów, że ich dziecko w przyszłości poradzi sobie bez nich, i też wielki promień nadziei dla samych niepełnosprawnych. Myślę, że dla wielu właśnie odbycie takiego kursu w mieszkaniu treningowym, może być swoistym reSTARTem: otworzyć nowe możliwości, dać energetycznego kopa i dmuchnąć wiatrem w skrzydła. Ja jestem zachwycona taką inicjatywą. A Wam, jak się podoba?

Poprzedni artykułThomas Borg, paraolimpijczyk z Malty
Następny artykułEgzoszkielet – nadzieja dla osób poruszających się na wózkach inwalidzkich
Nazywam się Agnieszka Jóźwicka i jestem mamą pięcioletniego Olinka. Zawsze byłam bardzo aktywna i nie tyle musiałam, co chciałam robić więcej niż moi rówieśnicy. Od szóstego roku życia grałam na fortepianie, skończyłam podstawową i średnią szkołę muzyczną, występowałam w Teatrze Polskim w Warszawie, gościnnie brałam udział w licznych programach telewizyjnych dla dzieci i młodzieży. Na pierwszym roku studiów (muzykologia na Uniwersytecie Warszawskim) poszłam na staż do radiowej Trójki i… zostałam w niej przez kilka lat pracując jako reporter w redakcji aktualności. Mimo iż skończyłam studia muzykologiczne, na dobre związałam się z dziennikarstwem i mediami. Ukończyłam studia podyplomowe z zarządzania w mediach i kontynuowałam swoją medialną przygodę kolejno pracując w czołowych firmach produkcyjnych oraz w stacjach TVN i TTV. Praca w mediach nigdy nie była moim przykrym obowiązkiem, a zawsze pozytywnym wyzwaniem i adrenaliną, bez której nie potrafiłam funkcjonować. Wtedy jeszcze nie wiedziałam z jaką adrenaliną przyjdzie mi się mierzyć w przyszłości. I to nie w pracy, a prywatnie. W 2015 roku wyszłam za mąż, a już w 2016 roku zostałam mamą wymarzonego synka – Aleksandra, zwanego przez wszystkich Olinkiem. To on wywrócił świat całej rodziny do góry nogami i to kilka razy. Pierwszy, gdy w dwunastym tygodniu ciąży otrzymałam diagnozę wady wrodzonej nerek u Olinka. Drugi, gdy zupełnie niespodziewanie urodził się na przełomie 26 i 27 tygodnia ciąży. Trzeci, gdy otrzymaliśmy diagnozę – Mózgowe Porażenie Dziecięce Czterokończynowe. Dziś jestem przede wszystkim mamą, żoną, fizjoterapeutką, pielęgniarką, osobą która chce sprawić by syn był w przyszłości osobą samodzielną, i nieustannie poszukuje na to sposobu i środków. W wolnej chwili prowadzę na facebooku funpage „Olinek” , aukcję charytatywną na rzecz Olka i innych osób walczących o zdrowie i życie „#DLAOLINKA” oraz stronę na facebooku „MPDzieciak”, na której testuję wraz z synem zabawki dla dzieci z niepełnosprawnościami. Czy mam jakieś marzenia? Jedno największe – by mój Syn był szczęśliwy.